Witam na stronie poświęconej mojemu życiu zawodowemu. Zapraszam i polecam.

kontakt

+48 604 247 170

organizacje

współpraca

Przeżyłem… Plaża

Od jakichś 30 lat jeżdżę co roku latem plażować w okolicy Władysławowa. Początkowo wybierałem plażę we Władysławowie, później bardziej na zachód: w Jastrzębiej Górze, Karwi, Dębkach… Zazwyczaj ktoś mi towarzyszy: przyjaciele ze szkoły, znajomi ze studiów, rodzina, bliscy. Przyznam się, że przez „moje plaże” przetoczył się cały korowód ludzi, części z nich już prawie nie pamiętam i bywa dla mnie niemałym zaskoczeniem przypomnienie sobie, że kiedyś byłem na plaży z osobą X lub Y.

Najważniejszym elementem plażowania jest oczywiście wylegiwanie się na słońcu, i robię to bardzo podobnie od wielu, wielu lat: leżę, nie rozmawiam z nikim, relaksuję się. Następnie wybieram moment, w którym moi towarzysze też nie rozmawiają i po prostu długo i głęboko medytuję. Świadomie wprowadzam się w taki stan, licząc uważnie każdy wydech. Granicą czasu trwania pojedynczej sesji medytacji jest doliczenie do określonej liczby – zazwyczaj jest to 333 (za cholerę nie wiem dlaczego). W zależności od szybkości oddychania jedna sesja trwa ok. 30-40 minut. Takich sesji odbywam od 2 do 4 w ciągu dnia. Zaledwie kilka razy do roku, od wielu lat.

Początek sesji jest przyjemny, moje ciało zaczyna się relaksować, a przez głowę przepływają obłoczki miłych uczuć i myśli. Jednak po chwili zaczynają wychodzić różne „brudy”: a to coś mnie strzyka lub kłuje na poziomie ciała, a to jakaś myśl uporczywa, niezałatwione uczucie, niedomknięta sprawa domagają się uwagi. Wkrótce mimo wszystko odpływają. Zaczynam być ponadczasowy i wszędzie istniejący. Osoby medytujące zapewne doskonale wiedzą o co chodzi 🙂 Nie wiem ile mam lat, nie wiem gdzie jestem, nie wiem kim jestem. I nie wywołuje to we mnie żadnego niepokoju, bo choć nie wiem tego wszystkiego w danej chwili to jedno wiem na pewno – tak jest dobrze. W którymś momencie przychodzą obrazy dawnych sesji na plaży: ciekawe i momentami niezwykle zaskakujące wspominania spraw i ludzi, które przebiegały przez moją głowę i serce w roku 2007, 1989, 1994, 2011… A może 1516, 853, 1250… Sam już tego nie wiem… Wszystko traci czas i miejsce – łączy się i staje szumem morza, blaskiem słońca, wonią piasku. Wszystko, co teraz i kiedyś, wygładza się i spaja w jedną całość. Teraz, w przeszłości i przyszłości…

Co ciekawe, usiłowałem w ten głęboki sposób medytować na innych plażach polskich i zagranicznych. Nie było źle, ale na „mojej” plaży jest najlepiej. I – w odróżnieniu od egzotycznych plaż w innych zakątkach świata – na „mojej”, polskiej plaży medytuję  bez cienia żalu i obaw: czy jeszcze kiedykolwiek będę tu mógł przyjechać i powtórzyć czary 🙂

Szukajmy więc „naszych plaż” póki lato trwa! I oczyszczajmy, napełniajmy światłem słońca swoje dusze i ciała! Przyda się – zimy u nas przecież takie długie…

Kilka porad praktycznych: wybieram miejsca na plaży do których dojście zajmuje przynajmniej 30 minut – wykorzystuję ten czas na spokojny, transowy spacer, niewiele rozmawiając. Podobnie zachowuję się w drodze powrotnej. Raczej nie przebywam na plaży dłużej niż 5 godzin, a w tym czasie odbywam maksymalnie 4 sesje medytacji, trwające do 45 minut. Pomiędzy sesjami kąpię się, spaceruję lub biegam – ale uważnie, bez forsowania swoich możliwości. Piję dużo wody (przynajmniej 2-3 litry), jem lekkie posiłki co 2 godziny – medytacja, zwłaszcza ta głęboka, może być ciężką pracą dla naszego ciała. I pamiętam o kremie z wysokim filtrem. Cały dzień medytacyjny kończę jakimś podsumowaniem: czasem robię notatki tego, co się pojawiło, czasem dziękuję (Bogu? Opatrzności? Przyrodzie?) za hojne dary jakie otrzymałem, czasem wznawiam kontakt z kimś kto był ze mną na plaży 20 lat temu… A dzisiaj, dzień po plażowaniu, piszę ten artykuł, aby zachęcić wszystkich czytających do poszukania „swojej własnej” plaży 🙂

Wpis obublikowano 17 sierpnia 2013 w kategorii Przeżyłem

Dodaj komentarz